niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 14

*Niall*

Dziś nadszedł dzień, na który oboje z Gathi czekaliśmy, a mianowicie dzień wyjazdu za miasto, do mojego domu letniskowego. Długo z tym zwlekaliśmy ze względu na to, co się działo w najbliższym czasie w naszym życiu. Wpierw nie było czasu ze względu na występy mojej dziewczyny, później śpiączka Eve i załamanie Liam'a. Nareszcie sytuacja została opanowana i wszystko w miarę dobrze się układa. Jedynie między Camss a Loczkiem nastał konflikt, na pewno się pogodzą, ale trzeba na to trochę czasu. Oboje nie pozwolą zniszczyć tego uczucia co ich łączy. Harry postąpił jak idiota myśląc o seksie z Kim, na szczęście do niczego nie doszło. Jest on taką osobą, która nie myśli za nim coś zrobi. Bardzo często podejmuje złe decyzje przez które sam cierpi. Czasami są one tak beznadziejne, że cierpimy na nim my. Jego przyjaciele. Ze mną jest całkowicie inaczej. Agatha jest dla mnie całym światem. Nigdy bym jej nie zdradził ani nie skrzywdził, zbyt wiele dla mnie znaczy. Zanim coś robię muszę to sobie przemyśleć, by nie popełnić żadnej gafy. Oboje jesteśmy w sobie po uszy zakochani i to nigdy się nie zmieni. Obiecuję być z nią do samej śmierci. Gdy będziemy dzisiaj sami, pokażę jak bardzo ją kocham. Mam już wszystko zaplanowane, ale najpierw muszę przygotować się do podróży. 
Wyciągnąłem z szafy zielony plecak, który wcześniej służył mi do noszenia książek. Zebrałem potrzebne mi rzeczy. Para spodni, dwie pary spodenek, kilka koszulek, bokserki i skarpetki. Z szuflady wyciągnąłem jeszcze kąpielówki, ze względu, że jedziemy nad jezioro. Z łazienki wziąłem szczoteczkę i pastę do zębów oraz żel do włosów i  ręczniki. Wszystko wpakowałem do zielonego plecaka z logiem Adidasa. Zszedłem na dół i wyłączyłem wszystkie urządzenia elektryczne. W końcu nie będzie mnie w domu przez cały weekend. Chłopaki mają wpadać i sprawdzać, czy wszystko jest okej. Ostrożności nigdy za wiele. Mimo, że mieszkam w bogatej dzielnicy, czasem dochodzi do bójek i kradzieży. No ale co mają zrobić osoby, które nie mają za co żyć, jeść. Szkoda mi takich osób.
Chwyciłem ramię plecaka i zarzuciłem sobie na plecy. Klucze, które wisiały na haczyku po chwili znalazły się w moich rękach. Przeleciałem wzrokiem po całym domu i z uśmiechem na ustach wyszedłem z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi na klucz. Wszedłem do garażu i sprawdziłem stan bagażnika, czy wszystko jest na swoim miejscu. Zapchałem plecak i wsiadłem do auta. Odpaliłem silnik i przemierzałem spokojne jeszcze, ze względu na wczesną porę ulice Londynu.
Po około dwudziestu minutach zaparkowałem pod domem Gathi. W ułamku sekundy znalazłem się pod jej drzwiami i zapukałem. Nie musiałem długo czekać by mi któraś z lokatorek otworzyła.
-Siema, Agatha spakowana?-Spytałem, kiedy Kate mi otworzyła .
-Kurwa, weź już jedź. Mam Cię dosyć. Jak można nabrać tyle rzeczy na trzy dni, że walizka się nawet nie chce zamknąć!?-Słyszałem głos zdenerwowanej Camss, a następnie mojej dziewczyny.
-Jak słychać to nie. Wejdź do środka.-Zaprosiła mnie do wnętrza domu gestem ręki. Udałem się za nią do pokoju mojej Księżniczki. Kiedy weszliśmy, Gathi leżała na walizce i mocno ją dociskając, a Camilla próbowała zasunąć zamek, przeklinając pod nosem.
-Cześć dziewczyny!-Moja ukochana natychmiast do mnie przyleciała i wpiła się w usta. W wyniku jej szybkiego wstania Camss dostała zamkiem w twarz, który strzelił.
-Kurwa, ty mała idiotka! -Brunetka podeszła w naszą stronę, by przywalić niebieskookiej, ale ochroniłem ją ramieniem, na co mi podziękowała całusem w tył głowy.
-Spokojnie drogie panie, musimy zająć się tą walizką.-Poprosiłem je obie, by usiadły na niej, ale to nie dawało żadnego skutku.
-Niall, ty lepiej spytaj co ona tam spakowała.-Ostrzegła mnie Camss.
-Kochanie, wzięłam same najpotrzebniejsze rzeczy.-Odsunęły się, a ja zacząłem przeglądać zawartość ciemno różowej walizki. Na samym wierzchu pełno ubrań i kosmetyków, zaś gdy spojrzałem na to co leży pod nimi, zwariowałem. Dwie patelnie, garnek i sztućce. Do tego serwetki i kilka niepotrzebnych przyrządów. Odwróciłem się w ich stronę i spojrzałem na nie. Cam masowała bolące miejsce, zaś Gathi uśmiechała się niewinnie.
-Po co Ci te rzeczy, przecież wszystko tam jest. Mamy tylko wziąć sobie jedzenie.
-Ale Niall, a co jeśli nie wystarczy naczyń? Nie będę jeść na byle czym. A serwetki..-Zaczęła się tłumaczyć, ale jej przeszkodziłem. Podszedłem do niej i złączyłem nasze usta w słodkim pocałunku.
-Boże! Nie wytrzymam z wami. Jesteście okropni przez tą waszą słodkość.-Camilla wyszła z pomieszczenia zabierając po drodze chichoczącą się Kate, by nam nie przeszkadzać.
-Za dużo gadasz.-Powiedziałem, gdy się od siebie odsunęliśmy.
-Po prostu, to jest naprawdę potrzebne.-Cmoknąłem ją w nos. Kucnąłem ponownie przy zagraconym prostokącie i pakowałem same potrzebne rzeczy. Oczywiście nie obyło się od jęczenia z jej strony, żeby zabrać ponownie patelnię. Ostatecznie ograniczyłem liczbę ubrań, bo po co komuś kożuch, skoro jest dosyć ciepło? Dźwignąłem walizkę, uprzednio bez problemu ją zasuwając.
-A mogę wziąć misia? -Spytała całkiem poważnie.
-A czy ja jako miś Ci nie wystarczam?
-W sumie racja. Dobra chodźmy już bo zaraz znów coś wezmę niepotrzebnego.-Uśmiechnęła się do mnie i chwyciła za rękę, wtulając się w moje ciało. Pocałowałem ją w czubek głowy i wyszliśmy z pomieszczenia. 
W kuchni pożegnaliśmy się z dziewczynami. Camss rzuciła w nas bananem, zaś Kate przeglądała kolorowe czasopisma. Annette pozostawała niewzruszona tym, że wyjeżdżamy, zawzięcie pisała coś w swoim notatniku. Camss i Kate wyszły odprowadzić nas do drzwi i machały na pożegnanie, kiedy znaleźliśmy się w środku pojazdu.
-Tylko wiecie, co za dużo to nie zdrowo. -Zaśmiała się cwaniacko brunetka, a po chwili zawtórowała jej Kate.
-Och ty tylko o jednym! Nie spalcie domu. Kocham was moje czubki.-Krzyknęła Gathi, posyłając im całusy i machając.
Zapiałem pasy i odpaliłem silnik, jedną ręką trzymałem kierownicę, zaś drugą ściskałem dłoń dziewczyny. Uważnie patrzyłem na drogę i wsłuchiwałem się w śpiew dziewczyny. Nie był on piękny, wręcz gnębił moje uszy. Nie chciałem być nie miły mówiąc, że nie ma talentu do śpiewania, jeszcze dostałbym patelnią po głowie, czy czymś gorszym. No tak wzięliśmy tą nieszczęsną rzecz ze sobą.
-Someone like youuuuu, oooo someone like youuu.. -Swoim śpiewem przegoniłaby wszystkie ptaki znajdujące się w Londynie. Ale okej postanowiłem, że powstrzymam się od krytyki.
-Ooo I'm wiiiiishiiing on a staaaar..-Przymrużyłem na chwilkę oczy, ale ona nie przestawała śpiewać. Co chwilkę z jej ust wydobywała się nieznośna muzyka. Oczywiście wszystkie utwory bardzo lubię, ale tylko w oryginalnym wykonaniu.
-I set fiiiire to thee raaaain.-Nie wytrzymałem i stanąłem gwałtownie na poboczu. Całą uwagę poświęciłem jej osobie.
-Dlaczego stoimy, miśku?-Spytała rozglądając się na boki.
-Słuchaj, albo przestaniesz śpiewać, albo będziemy tutaj tak siedzieć. -Naprawdę miałem dosyć jej wycia, nie przypominało to odrobinę jakiegokolwiek śpiewu. Musiałem postawić jej ultimatum.
-O matko, ty też? Wy wszyscy po prostu nie dostrzegacie mojego wrodzonego talentu. No, ale nawet jesteś wytrzymały. Zazwyczaj moje przyjaciółki odpadają po jednym utworze. -Powiedziała przeciągle i się zaśmiała pstrykając mi w nos palcem.
-Tak bardzo Cię kocham i tak bardzo nie chcę żebyś śpiewała. -Moje usta przywarły do jej, a dłonie wodziły po jej seksownych udach. Odsunęła mnie od siebie i wskazała bym jechał dalej. Jęknąłem z niezadowolenia i ponownie wjechałem na jezdnię. Gathi wyciągnęła z torebki czasopismo z newsami w dziedzinie tańca i zaczęła je przeglądać. Byłem z niej dumny. Osiągała coraz większe kategorie taneczne, a za około dwa tygodnie szykowały się mistrzostwa międzynarodowe. Bez wątpienia będzie najlepsza, z resztą jak zawsze.
Po godzinnej jeździe Agatha spała oparta o szybę samochodu. Wyglądała jak Anioł, lekko zakręcone włosy i zaróżowione policzki dodawały jej uroku. Nie zakochałem się w niej tylko z powodu jej piękna zewnętrznego, ale jej wnętrza. Jest osobą silną, zrozumiałą, zwariowaną i dobroduszną. Swoją obecnością wywołuje u mnie motylki w brzuchu i niesamowite poczucie spełnienia. Dzisiaj chcę jej pokazać, jak bardzo mi na niej zależy i jak bardzo ją kocham. Zaparkowałem samochodem jak najbliżej wejścia do domku. Jakieś pół godziny temu zaczęło padać, co nieco pokrzyżowało moje plany. Chciałem urządzić nam wspólny piknik przy zachodzie Słońca, ale z tego co widzę pogoda nie wydaje się poprawić. No cóż, takie uroki mieszkania w Londynie. Odpiąłem pasy, wcześniej gasząc silnik; przekręciłem się w stronę mojej Księżniczki i lekko przejechałem opuszkami palców po jej rozgrzanych policzkach. Przesunąłem się do niej jeszcze bardziej i zacząłem ją budzić. Nie było to nawet takie ciężkie. Kiedy szepnąłem jej do ucha, że ją kocham i jesteśmy na miejscu otworzyła zaspane oczy. Złożyłem pocałunek na jej czole i wysiadłem z pojazdu. Dreszcz przeszedł po moim ciele, kiedy zimne krople deszczu spadały na moją odkrytą skórę. Otworzyłem drzwi pasażera i podałem rękę Gathi, by mogła wysiąść.
-Nie wyjdę, będę cała mokra.-Założyła ręce na piersiach i popatrzyła w przeciwną stronę.
-Skarbie, nie wygłupiaj się. Ja tu moknę. -Chwyciłem za jej uda i założyłem je na swoich biodrach. Uniosłem ją ku górze i szybko pobiegłem w stronę wejścia do domku. Deszcz rozpadał się jeszcze silniej, na co moja dziewczyna zaczęła klnąc pod nosem. Posłem jej pocieszające spojrzenie i wręczyłem klucze. A sam udałem się po walizki. Po uporaniu się z bagażem zmierzałem w stronę werandy.
-Niall, weź otwórz te drzwi do cholery!-Krzyknęła na mnie, na co się wzdrygnąłem.
-Dałem Ci klucze, moja wina, że sobie nie poradzisz z otwarciem głupiego zamka.-Wyrwałem klucze z jej rąk.
-Nie krzycz na mnie!-Obrzuciła mnie srogim spojrzeniem.
-Nie krzyczę.-Wywróciłem oczami i oboje weszliśmy do pomieszczenia.
-Ładnie tutaj. Ale gdzie mogę się wysuszyć?-Myślałem, że bardziej energicznie zareaguje na nowo urządzone wnętrze.
-Na końcu korytarza jest łazienka. W górnej szafce chyba są ręczniki.-Odpowiedziałem krótko.
-Dzięki.-Udała się w kierunku pomieszczenia.
Co ja takiego zrobiłem, że nagle się zmieniła w strasznie nie miłą osobę? Nie powiem, ale zrobiło mi się smutno. Chyba to nie jest moja wina, że rozpadł się deszcz. W Londynie to normalna pogoda, przeważnie pada, więc po co te nerwy?
Ściągnąłem przemoknięte ubrania, zakładając suche. Otworzyłem drzwi od schowka z drewnem i zebrałem go trochę, wkładając do koszyka wykonanego z wikliny. Gdy uzbierałem odpowiednią ilość przeniosłem się do salonu. Po pewnym czasie kominek zażył się przyjemnym ciepłem. W drzwiach stanęła Księżniczka, ubrana w czarne getry i białą tunikę, jasne włosy spadały kaskadami na jej ramiona. Bez zastanowienia podszedłem do niej i wtuliłem się w drobne ciało. Natychmiastowo odwzajemniła mój gest, a z naszych ust w tym samym momencie wydobyło się krótkie przepraszam. Oparłem swoje czoło o jej i spojrzałem prosto w oczy. Chwyciła swoimi małymi dłońmi moje policzki i złożyła mały pocałunek na ustach. Z czasem stał się bardziej namiętny. Sunąłem palcami po jej gładkich plecach. Przegryzła lekko moją wargę na co jęknąłem z rozkoszy, która się we mnie budowała. Odchyliłem lekko w tył jej szyję i mocno do niej przywarłem, ssąc delikatną skórę. Wplotła palce w moje blond włosy i lekko pociągała za ich końce.
-Chcę tego.-Wyszeptała wprost do mojego ucha. Chciała tego tak samo jak ja.
-Jesteś pewna? Możemy zaczekać. -Spytałem dla pewności, skinęła głową potwierdzając wcześniejsze wyznanie.
Uniosłem ją ku górze, by oplatała swoimi długimi nogami moje biodra. Zaniosłem ją do sypialni i ułożyłem delikatnie na łóżku. Sięgnąłem do jej koszulki i pociągnąłem za jej końce ściągając ją w całości. Dziewczyna zakryła rękami swoje piersi, mimo, że okrywał je idealnie biały biustonosz.
-Nie masz się czego wstydzić. Jesteś piękna Księżniczko.-Powiedziałem samą prawdę. Kiwnęła głową na wznak, że mi wierzy i opuściła swoje ręce wzdłuż ciała. Po chwili pozbyła się mojej koszulki. Odpięła guzik moich spodni i spuściła je do kostek. Zaś ja, zwinnym ruchem ściągnąłem jej getry. Byliśmy w samej bieliźnie. Zawisłem nad nią opierając się na wyprostowanych rękach. Zacząłem składać mokre pocałunki na całym ciele. Tak bardzo chciałem żeby czuła się dobrze, a żeby nasz pierwszy raz zagościł na długo w jej jak i mojej pamięci. Swoimi pocałunkami zjeżdżałem coraz niżej. Gathi cały czas miała zamknięte oczy i lekko rozchylone usta. Przeniosłem się na wysokość jej głowy i szepnąłem do ucha.
-Mogę sprawić Ci przyjemność?-Dziewczyna popatrzyła na mnie przerażona.-Chce sprawić byś czuła się dobrze.-Dodałem.
-Ufam Ci.-Powiedziała na co się uśmiechnąłem i pocałowałem w czoło.
Zsunąłem się na koniec łóżka, całusami wyznaczałem mokrą drużkę. Kiedy dotarłem do linii jej koronkowych turkusowych majtek popatrzyłem na nią.
-Mogę? -Przytaknęła na tak, na co natychmiast się ich pozbyłem. Ułożyłem się między jej nogami wcześniej je lekko rozchylając. Zacząłem całować jej kobiecość bardzo powoli by nie zrazić jej do siebie. Lekko zassałem jej łechtaczkę na co wygięła się pode mną w łuk. Zacisnęła mocno białe prześcieradło, kiedy mój język znajdował się w jej wejściu i sprawiał jej niesamowitą przyjemność.
-Niall..-Szepnęła, a ja nie przestawałem ani na chwilę nim poruszać. Pomogłem sobie palcami wsuwając i wysuwając w nią jednego. Dziewczyna zaczęła drzeć. Jeszcze tylko kilka ruchów i mokre od jej soków palce zlizałem sam. Znalazłem się przy jej boku i mocno przyciągnąłem do siebie tak, że leżała na mnie. Mój członek był w pełnej gotowości.
-Dziękuję, to było przyjemne. Mogę się odwdzięczyć.-Pocałowała mnie w szyję.
-Skarbie nie musisz. Nie chcę żebyś robiła coś wbrew swojej woli. Nie chcę żebyś coś robiła skoro nie chcesz. Naprawdę. Ty jesteś moja Księżniczką i to Ty musisz czuć się najlepiej.

-Wszyscy muszą mi Cię zazdrościć. Jesteś najcenniejszym Skarbem.-Pocałowała mnie w policzek.
-A mi zazdroszczą Ciebie. Kocham Cię.-Chciałem ją pocałować, ale zanim to zrobiłem ona zsunęła się niżej do linii moich czarnych bokserek, które w mgnieniu oka ściągnęła. 
-Um..Kochanie, mówiłem że.. -Wzięła mojego członka do buzi i zaczęła ssać.-O kurwa..-Czułem się nieziemsko, moje oczy czasami się otwierały by sprawdzić, czy wszystko okej. Złapałem spadający na jej śliczną twarz kosmyk i owijałem wokół palca. Nakierowałem swoją dłonią jak ma nim poruszać i tak też robiła.
-Ałaa..-Sapnąłem, gdy przegryzła jego główkę. Podniosła na mnie przerażony wzrok, a kiedy powiedziałem, że wszystko w porządku z powrotem zaczęła się nim bawić. Czułem, że finał jest już blisko i pomogłem jej ustabilizować szybkość poruszania. Po kilka silnych ruchach jej usta wypełniła mazista, biała ciecz. Oblizała usta i położyła się obok mnie.
-Dziękuję za pomóc. -Wyszeptała.
-To ja Ci dziękuję, że się przełamałaś i zrobiłaś świetną robotę.-Pogładziłem jej zaróżowiony policzek. 
-Kocham Cię.-Dwa słowa, które są największymi i najważniejszymi, gdy się kogoś kocha wydobyły się z moich ust.
-Czy możemy?-Z początku nie wiedziałem o co chodzi, ale gdy poruszyła znacząco brwiami wiedziałem o co chodzi. W ułamku sekundy znalazłem się nad nią i jedną dłonią masowałem jej piersi, zaś drugą szukałem ręką prezerwatywy.
-Nie chcę z prezerwatywą. Chcę poczuć Ciebie, a nie kawałek gumy.-Patrzyła na mnie z uśmiechem na twarzy. 
-Możesz zajść w ciążę i będzie kłopot.-Nie byłem jeszcze gotowy na dziecko, praktycznie i umysłowo sam nim jeszcze jestem.
-Dziecko nie jest kłopotem, a symbolem naszej miłości.-Nie zadawałem już więcej pytań, wiedziałem, że z nią nie wygram. Rozszerzyłem jej nogi i powoli w nią wszedłem. 

-Obiecuję, że będę tak delikatny jak tylko potrafię.-Jej oczy popatrzyły na mnie ze zrozumieniem i lekko się zawahałem, czy naprawdę tego chcemy. Jednak zanim zdążyłem to dobrze przemyśleć, Gathi mnie ponagliła bym kontynuował. Wszedłem w nią ponownie na co mocno krzyknęła z bólu, który spowodowany był przebiciem jej błony. Białe prześcieradło pokrywało kilka kropel bordowej krwi. 
-Kochanie, przepraszam Cię z całego serca. Proszę nie mniej mi tego za złe. -Wysunąłem się z niej i opadłem na jej ciało, opierając głowę na jej czole. W jej oczach widziałem ból, ale też radość.
-Nic się przecież takiego nie stało. Poboli trochę i przestanie, głuptasie.-Cmoknęła mnie w nos, a ja nadal czułem się winny, że zadałem jej ból. Nie wiem jak mogłem być tak nie delikatny.
-Horan! Proszę się nie mazać, bo ja też zaraz zacznę. Proszę, chcę znów Cię poczuć..-Zaczęła mnie namiętnie całować po linii szczęki i zjeżdżając coraz niżej. Kiedy przegryzła płatek mojego ucha, natychmiastowo zanurzyłem się w jej wnętrzu. Wygięła się pode mną w łuk, mocno wbijała swoje paznokcie w mojej plecy. A z jej ust wydobywały się postrzępione oddechy, przeplatane z wykrzykiwaniem mojego imienia. Kazała przyśpieszyć mi moje ruchy, więc tak też zrobiłem. Jej ścianki zacisnęły się na moim przyjacielu. Z mojego ciała spływały krople potu, spowodowane szybkimi pchnięciami. Otarłem się o jej wrażliwy punkt i wtedy z głośno wykrzyczanym moim imieniem wydobyły się z niej soki rozkoszy. Po jeszcze kilku pchnięciach również doszedłem, wypełniając ją białym płynem. Opadłem ze zmęczenia na łóżko i przyciągnąłem ją do siebie. Oboje staraliśmy się unormować swój ciężki oddech.
Jeśli tak ma wyglądać cieszenie się sobą, to chcę to robić przez całe życie i z jedną osobą, którą kocham najbardziej na świecie.
Gathi oparła głowę na moim ramieniu i powoli zaczynała zasypiać. Zanim to jeszcze zrobiła złączyła nasze dłonie i bawiła się moimi palcami.
-To było cudowne. Kocham Cię Niall.-Wyszeptała, pocałowałem ją w czoło, dociskając mocno usta.
-Też Cię kocham Księżniczko. Jesteś dla mnie najważniejsza.-Pocałowała mnie w szyję i przymknęła oczy. Po wydarzeniach dzisiejszego dnia, wieczoru mogę stwierdzić, że odnalazłem swoją drugą połówkę. To właśnie z nią chcę spędzić resztę swojego życia.

*Eve*

Od kilku dni zaczynam prowadzić życie jakie prowadziłam dotychczas. Nie chodzi mi tutaj o imprezowanie, czy zażywanie narkotyków. Po prostu znów jestem zżyta ze swoimi najbliższymi. Mimo, że wciąż przebywam w szpitalu, czuję się jakbym była w domu. Co chwilę ktoś przychodzi mnie odwiedzić, czy to moje przyjaciółki, czy też chłopaki. Ze wszystkimi dogaduję się świetnie. A w szczególności z jednym z chłopaków, Liam'em. Ten to nie opuszcza mnie ani na chwilę. Przez cały mój pobyt w klinice przynosi mi bukiet świeżych kwiatów, owoców. Stara się, by niczego mi nie brakowało. Oczywiście doceniam jego starania, ale czasami jest zwyczajnie nadopiekuńczy. Gdy tylko poczuję się gorzej od razu zawiadamia lekarza i pyta nieustannie, czy wszystko ze mną w porządku. Doktor zawsze powtarza, że to normalne, że kręci mi się w głowie i chce się wymiotować. Takie są skutki wybudzenia ze śpiączki. Nawet ja mu tłumaczę, ale on nie słucha. Nie mogę się o to przecież obrażać, czy coś. Liam to naprawdę świetny chłopak. Kilka dni temu zaczął coś ważnego mówić, ale nie mógł dokończyć ponieważ moi rodzice przyszli. Nie wiem co takiego, ale cholernie się denerwował. 
Spojrzałam na zegarek stojący na półce obok łóżka. Za dziesięć minut powinien się tutaj zjawić. Moi rodzice mnie odwiedzili i oczywiście nie obyło się bez kłótni. No bo jak inaczej? Zaczęli się ze mną kłócić, dlaczego jestem tak niedobrym dzieckiem i sprowadzam na siebie same kłopoty. A dlaczego oni są tak złymi rodzicami? Okej, zagubiłam się w tym świecie i teraz płacę za swoje błędy. Myślałam, że jestem zakochana ze wzajemnością. Ale jednak się pomyliłam. Byłam tylko zwykłą zabawką. Przez tego skurwiela mogłam umrzeć. Boję się, że jak wyjdę ze szpitala on mnie ponownie skrzywdzi..
Do pomieszczenia w którym się obecnie znajdowałam wszedł Liam z promiennym uśmiechem na twarzy. Ubrany był w czarne obcisłe spodnie, biały podkoszulek a na to założona czarna skórzana kurtka. Widocznie znów nastąpiła zmiana pogody. Nie pamiętam już kiedy było tak cholernie ciepło, no cóż witamy w Londynie! Włosy miał idealnie postawione do góry, a lekki zarost dodawał mu kilka lat więcej. Swoim wyglądem przypominał mi Davida Beckhama.W prawej ręce trzymał bukiet świeżych herbacianych róż.
-Cześć Eve.-Podszedł do mnie i pocałował w policzek.
-Cześć przystojniaku.-Uśmiechnęłam się na jego widok. Kwiaty wstawił do wazonu i zajął miejsce na stołku koło łóżka.
-Podobają się?-Wskazał dłonią na kwiaty.
-Tak, dziękuję. Jak mogłoby być inaczej? -Zaśmiałam się lekko.
-Jak się czujesz? Nic Cię nie boli?-Pocierał knykcie moich dłoni.
-Trochę głowa mnie boli, ale to nic takiego.
-Pójdę po lekarza.-Chciał wstać ze stołka, ale chwyciłam go za rękę i ostatecznie nigdzie nie poszedł.
-Liam jest okej. Opowiadaj co u Ciebie?-Posłałam mu proszące spojrzenie.
-Dobrze niech Ci będzie.-Pstryknął mnie w nos na co zachichotałam.
Zaczął opowiadać mi o tym co robił zanim tutaj przyszedł, a mianowicie o tym, że był na próbach tańca. Za dwa tygodnie odbędzie się turniej taneczny, ten sam w którym bierze udział Gathi. Nie tańczą razem, bo każdy z nich tańczy w osobnych grupach. Oboje z nich uczy ten śmieszny chłopak Leeroy; tak to chyba chłopak. Nie jestem do końca pewna, ale prawdopodobnie jest gejem tak samo jak Louis i Marcel. Zawsze chciałam mieć przyjaciela geja i tak o to zyskałam dwóch. Marcel i Louis są tak uroczy, że gdy na nich patrzę szczerzę się jak głupia. W tym związku prawdopodobnie większą władzę ma Lou, bo Marcuś jest taki wstydliwy; co czyni go jeszcze bardziej słodkim. Uważnie przyglądałam i przysłuchiwałam się temu co mówi Li. Bardzo lubię go słuchać. Ma taki przyjemny głos i nie chcę mu nigdy przerywać. Kiedy opowiada śmiesznie gestykuluje każde wypowiedziane słowo, a w jego oczach można dostrzec tańczące iskierki szczęścia.
-A co u Ciebie? -Chciałam odpowiedzieć, ale przerwała mi dzwoniąca komórka, oznaczająca przyjście nowej wiadomości. Chłopak podał mi urządzenie, na co podziękowałam cicho. Myślałam, że to wiadomość od kogoś z naszej paczki, czy też operatora. Ale jednak się pomyliłam. Kiedy zobaczyłam nadawcę i treść wiadomości, zamarłam.

Od: Nick

Powiedz swojemu nowemu kochasiowi, by odebrał ode mnie telefon. Nie będę długo czekał na kasę. Jeśli nie zapłaci pozostałej kwoty, będzie kupował Ci wieniec.
Lepiej niech się śpieszy.

W moich oczach formowały się łzy, a oddech uwiązł w gardle. Komórka wypadła mi z rąk. Dlaczego Liam nic mi nie powiedział? Dlaczego zataił to przede mną? Opowiadał mi dosłownie wszystko, ale akurat nie to. Nie chcę żeby miał przeze mnie problemy. Nie zniosłabym tego, a jeszcze bardziej nie mogę znieść tego, że nic nie wiedziałam. To jest chore.
-Co się stało? Od kogo ta wiadomość?-Podniósł się ze stołka i usiadł na moim łóżku. Przeczesał dłońmi kosmyki moich ciemnych włosów. Nie mogłam się rozpłakać. Jestem silna i nie mogę pokazywać po sobie słabości.
-Sprawdź swoją komórkę.-Powiedziałam i przegryzłam wewnętrzną stronę policzka, by powstrzymać łzy.
-O co chodzi?-Sięgnął do kieszeni swoich spodni i wyciągnął urządzenie. Jemu tak samo zrzedła mina. -Zaraz wracam.-Podrapał się po karku i zbierał do wyjścia.
-Wytłumacz mi o co chodzi.-Patrzyłam na niego wzrokiem pełnym żalu. Zawiodłam się na nim.
-Jak wrócę, muszę coś załatwić.-Kierował się do wyjścia.
-Liam! O co tutaj kurwa chodzi?-Krzyknęłam, co nie było dobrym rozwiązaniem w mojej sytuacji. Zaczęłam strasznie kaszleć. Chłopak natychmiast znalazł się przy mnie i podał szklankę z wodą. Upiłam kilka łyków i odstawiłam szklankę na miejsce. Jednak w moim gardle wciąż było sucho.
-Nie denerwuj się, proszę.-Przytaknęłam skinieniem głowy i poprawiłam się wygodnie na łóżku.
-No słucham.-Ponagliłam go gestem ręki.
Po chwili zaczął mi wszystko wyjaśniać. Nick przyszedł do niego i trochę się poszarpali. Zagroził mu, że jeśli nie spłaci mojego długu, stanie mi się krzywda. Tak więc Liam poprosił swoich rodziców o wsparcie finansowe, oczywiście mu tą gotówkę dali. Spotkał się z nim i wręczył odpowiednią kwotę. Jednak kilka dni temu ponownie się zjawił w domu Li i żądał jeszcze kilku tysięcy funtów. Niby Payne go przegnał, mówiąc że nie dostanie ani funta więcej, ale ten chuj go zastraszył. Jeśli dzisiaj nie dostanie resztę kasy w najbliższym czasie stanie mi się krzywda, nie tylko mi ale też moim najbliższym. Lepiej z nim nie igrać. Oczywiście Liam nie chce na to pozwolić, dlatego też był u znajomego policjanta i przygotują obławę na niego, by go wsadzić za kratki.
-Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym szybciej? -Złapałam jego rękę i mocno ścisnęłam.
-Przepraszam, nie chciałem Cię martwić.-Odpowiedział szczere.
-Jest coś jeszcze o czym powinnam wiedzieć, a mi tego dotychczas nie powiedziałeś?-Spytałam, na co spuścił głowę w dół.
-Jest, ale nie powiem Ci tego, bo to może wszystko zniszczyć.-Chyba domyślałam się o co może mu chodzić. Do końca nie byłam pewna.
-Zniszczy, kiedy mi tego nie powiesz więc słucham.-Uśmiechnęłam się do niego zachęcająco. Wziął wpierw głęboki oddech i w końcu wydobył z siebie to na co czekałam, by usłyszeć.
-Ja.. Zakochałem się w Tobie, Eve.-Powiedział patrząc mi szczerze w oczy i gładząc moją dłoń.
Nie wiedziałam, co mam powiedzieć w tym momencie. Moje serce wypełniała ogromna radość. Powiedział, że się we mnie zakochał. W jego obecności naprawdę czułam się dobrze, chciałabym spędzać z nim każdą chwilę swojego życia. Żałuję, że wcześniej go nie poznałam. Nie mogę uwierzyć, że pokochał mnie z tymi wszystkimi wadami, jakie posiadam. Zakochał się we mnie, takiej jaką jestem. A może to po prostu czuje, że musi się mną zaopiekować, bo tak wypada? Może w jakimś sensie obwinia siebie, że nie zdołał mi pomóc i wyszło tak jak wyszło. Ugh.. nie wiem co mam myśleć. Okej, pierwsza myśl była bardziej pasująca. Spodobałam mu się taka jaka jestem i tego się trzymajmy.
-Liam..ja chciałam Ci powiedzieć, że..-Nie mogłam dokończyć zdania, ze względu na piskliwy głosik, który dobiegł moich uszu, kiedy białe drzwi się otworzyły i stanęła w nich Annette. Ta to ma zajebiste wyczucie czasu. Serio w takim momencie, serio? 
-No cześć, co wy tacy dziwni?-Krzyknęła i usiadła na stołku, które wcześniej było zajmowane przez Davida. Znaczy się Liama. On serio wygląda jak Beckham!  Oboje się z nią przywitaliśmy, a z ruchu ust Payne'a zrozumiałam, że porozmawiamy później. Podszedł do mnie i pocałował w policzek na pożegnanie, szepcząc do ucha, że niedługo się zjawi. Pomachałam mu wraz z Ann na pożegnanie.
-Co Cię do mnie sprowadza?-Spytałam, żebym nie wyszła na niegrzeczną.
-A konkretnie nic takiego.. No dobra chciałam Ci się pochwalić co sobie wymyśliłam w sprawie tej suki Perrie i mojego Zayn'a.-Wyraźnie zaznaczyła słowo mojego. Szczerze, gdy usłyszałam, że przyszła napieprzać mi o tej całej gównianej sprawie to odechciało mi się jej słuchać. Chłopak jest zajęty, a przede wszystkim szczęśliwy z tą dziewczyną więc po jaką cholerę się do nich mieszać. Jest tyle chłopaków na świecie, a ona chce akurat jego. Nawet jest mi jej szkoda, bo coraz bardziej popada w paranoje. Nawet pozostałe dziewczyny mają ją dość. Nic innego nie robi oprócz ciągłego wymyślania głupich pomysłów, jak by się pozbyć tej laski. Naprawdę zaczyna mnie wkurzać. Wiem, że jest jedną z przyjaciółek, ale ile można słuchać w kółko o tym samym. Okropieństwo jednym słowem. Udawałam, że zawzięcie się jej przysłuchuje, a tak naprawdę myślami byłam z Liam'em. Wyobrażałam sobie naszą dwójkę. Byliśmy tak cholernie szczęśliwi. Chciałabym móc wyjść już ze szpitala i pójść z nim na spacer po parku. Trzymalibyśmy się za ręce i mówili jak bardzo nam na sobie zależy. Na początku było mi się głupio przyznać, że coś do niego poczułam. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Uratował mnie przed Nick'iem, a ja zaczęłam się na niego wydzierać, by przestał bić mojego teraz już byłego chłopaka. Jedno spotkanie ciągnęło za sobą kolejne aż w końcu zakochaliśmy się w sobie. Przede wszystkim jest to miłość ze wzajemnością.
-Eve, ty mnie w ogóle słuchasz? -Machnęła mi przed oczami Ann, na co wyrwałam się z rozmyślania o tym przystojniaku.
-No słucham przecież.-Wywróciłam oczami.
-Tak? To o czym mówiłam?-Ugh nie lubię jak ktoś tak mówi, wtedy muszę improwizować.
-O tej całej Perrie, że musisz się jej pozbyć.-Poprawiłam sobie poduszkę.
-Jesteś taka sama jak reszta. Nie słuchasz mnie, a ja się na darmo produkuję. O tej idiotce mówiłam jakieś dziesięć minut temu, a teraz opowiadałam Ci, że mamy psa w domu. -Powiedziała na jednym oddechu.
-Przepraszam, Cię najmocniej, ale podobnie jak reszta mam tą sytuację gdzieś bo jest ona chora, a ty powinnaś iść się leczyć. Na głowę nie, bo jest już za późno.-Powiedziałam zanim to przemyślałam. Jej oczy wyglądały niczym dwie złote monety, a usta były w kształcie litery „O”.
-Nie wierzę, że tak sądzisz. Myślałam, że się przyjaźnimy.-Sięgnęła po swój płaszcz z wieszaka i wyszła z pomieszczenia, mocno trzaskając drzwiami.
Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło i głośno wypuściłam powietrze z ust. Mogłam to zatrzymać dla siebie. Chociaż nie. Może dobrze się stało, że jej to powiedziałam i w końcu przejrzy na oczy. Chcę dla niej dobrze. Trochę zasmuciło mnie to, że przyszła opowiadać o swoim misternym planie, a nie spytała nawet o moje samopoczucie. Dzieje się z nią coś złego, ale do końca nie wiem co. Mam nadzieję, że jeszcze się dowiem.

*Louis*

Długo zbierałem się na to, by powiedzieć ojcu o mnie i Marcelu. W końcu trzeba było kiedyś to zrobić. Postanowiłem, że zrobię to dzisiejszego wieczoru. Zaproszę do domu Marcusia i razem powiemy ojcu o naszych uczuciach do siebie. Mama obiecała mi pomóc przygotować kolację, zaś ja wysprzątałem cały dom. Jestem tak cholernie podekscytowany, a zarazem zdenerwowany. Co jeśli ojciec nie zaakceptuje mojego kochanego i jeszcze zwolni go z pracy? Z mamą jest całkiem inaczej, zaakceptowała to, że jestem gejem i moim wybrankiem jest ten uroczy chłopak. Mam nadzieję, że w sumie nie będzie tak źle.
Siedziałem w biurze ojca, na jego skórzanym fotelu i kręciłem się wokół własnej osi. Już od godziny czekałem na niego. Sekretarka mówiła, że ma jakiejś spotkanie w sprawie nowego filmu i może potrwać dosyć długo. Miałem czas na to, by ułożyć sobie plan dzisiejszego spotkania. Przyszedłem tu jeszcze z niewielką nadzieją, że spotkam Marcela, ale on też był na tym spotkaniu. Tak bardzo chciałem wtulić się w jego ciało i poczuć zapach perfum. Jest idealnym chłopakiem dla mnie i sądzę, że to się nigdy nie zmieni.
Z nudów bycia w tym miejscu zacząłem bawić się kulkami leżącymi na biurku. Kiedy wpuściłem jedną z nich w ruch, pozostałe zaczęły się też ruszać wydając przy tym przyjemny dźwięk. Położyłem ręce na biurku i oparłem na nich głowę. Bacznie przypatrywałem się ich ruchom. 
Przypomniały mi się urywki z mojego dzieciństwa. Kiedy miałem około dwunastu lat, uciekłem ze szkoły tutaj do firmy ojca, ponieważ nie chciałem występować w jakimś głupim przedstawieniu; w którym miałem grać Romea z dramatu Szekspira. Kilku chłopaków z klasy biło się ze mną o tą rolę, a ja oczywiście chciałem od niej odstąpić, lecz moja głupia wychowawczymi mówiła, że nikt oprócz mnie nie może grać tej roli. Prawdopodobnie jednym z powodów, dlaczego te buraki z mojej klasy chcieli przejąć moją rolę było to, że Julię grała Becky. Była najpiękniejszą dziewczyną w szkole, i miała w sobie coś takiego, że każdemu się podobała. Oczywiście, dla mnie też była bardzo atrakcyjna, ale traktowałem ją jak zwykłą koleżankę z klasy. Pamiętam jak był koniec roku szkolnego i zaprosiła mnie na swoje urodziny. Zgodziłem się i nawet kupiłem jej bajerancki prezent, a mianowicie ogromnego pluszaka i zestaw do manicure. Ten prezent chyba najbardziej się jej spodobał. Przez całą tą imprezę łaziła za mną w tą i wewte . Zaczynało mnie to już powoli irytować, więc spytałem o co jej chodzi. Skrępowała się, ale po chwili spytała się mnie, czy zostanę jej chłopakiem. Czaicie!? Laska spytała się mnie czy zostanę jej chłopakiem, i to ta, która na jedno skinienie palcem miałaby u swoich stóp każdego gówniarza. Powiem szczerze, że mnie wmurowało, ale się zgodziłem. Wszyscy mi zazdrościli. Nasz pierwszy pocałunek.. Hahahaha to zdecydowanie nie był pocałunek, aż wstyd się przyznać. Przymknęliśmy obydwoje oczy i kiedy się do siebie zbliżaliśmy w tym ślimaczym tempie, tak jak na jakimś filmie zderzyliśmy się czołami. Wyglądało to przekomicznie, a uderzenie był dosyć silne, że na jej czole pojawił się guz. Była taka delikatna. Zaczęliśmy się śmiać, a chwilę później pocałowaliśmy się tak jak należy. Na pewno wyszło to lepiej niż za pierwszym razem. Byliśmy ze sobą przez całe wakacje, a później musiała wyjechać z rodziną do New Jersey. Tak nasze drogi się rozstały i od tego momentu przestałem interesować się dziewczynami. Wracając do reakcji mojego ojca na to, że uciekłem ze szkoły to nie była w sumie taka zła. Był wkurzony tylko, że sam przyszedłem, ale też dumny, że potrafiłem postawić na swoim i nie zagrać w tej scence. Wziął mnie na ręce i posadziła na kolanach, rozmawialiśmy o piłce nożnej i o tym, czego możemy się spodziewać na obiad. Zadzwonił do szkoły powiedzieć, że wszystko ze mną w porządku. Musiałem poczekać jeszcze jakieś piętnaście minut aż dopracuje jakieś sceny, a później udaliśmy się do domu. O całej sytuacji jaka miała miejsce mama nie dowiedziała się do dziś. Była to taka nasza mała tajemnica. Chciałbym wrócić do czasów kiedy między mną a tatą było wszystko w porządku i liczył się z moim zdaniem. Teraz nie spędzamy ze sobą kompletnie czasu, za bardzo zatracił się w swojej pracy i przyćmiewa mu to, że ma rodzinę. 
-Louis? A co ty tutaj robisz i w dodatku na moim miejscu?-Spytał, na co natychmiast się zerwałem. Stał w drzwiach, a w rękach trzymał czarną aktówkę. Jego wyraz twarzy był pełen zdziwienia.
-Cześć tato. Chciałem pogadać.-Wstałem z jego miejsca, ale za chwilę ponownie usiadłem kiedy wskazał mi gestem ręki bym siedział. Sam zaś usiadł na krześle przeznaczonym dla odwiedzających.
-No słucham Cię?-Zamiast patrzeć na mnie pogrążył się w swoich papierach. Zrobiło mi się smutno. Praca była dla niego ważniejsza.
-Tato? Możesz spojrzeć na mnie kiedy mówię?-Uniósł swój wzrok na mnie i oparł się na krześle.-Chciałem Cię poinformować, że na dzisiejszej kolacji będziemy mieć gościa, proszę żebyś był na czas. Chciałbym  Ci kogoś ważnego przedstawić.
-Postaram się, a nie wiesz może, gdzie mama podziała moją niebieską koszulę?-Ja mu o kolacji, a ten o koszuli. No kurwa..
-Nie, nie wiem.-Usłyszałem pukanie do drzwi, gdzie po chwili do pomieszczenia wszedł Marcel. 
-Panie Tomlinson, zastanawiałem się nad choreografią do..-Nie dokończył, bo jego kartki, które trzymał w ręce wszystkie wypadły.  natychmiast zerwałem się z miejsca i pomogłem mu je pozbierać, ojciec nie zwracał na niego żadnej uwagi, siedział obrócony do nas tyłem. Gdy tylko znalazłem się przy moim Marcusiu, od razu zgarnąłem mu małego buziaka, na co mocno się zarumienił. Szepnąłem mu na ucho, że sprawa kolacji jest już omówiona i zebrane papiery wręczyłem mu do rąk, podziękował mi cicho i wpatrywał się w moją twarz. 
-Długo będziesz tam jeszcze stał łamago?-Rozproszył nas głos mego ojca.
-Tato, nie mów tak do niego. -Poklepałem chłopaka po plecach, by dodać mu otuchy. Szybko złożył plik kartek na biurku, zaś ja się ulotniłem z tego pomieszczenia. Jonny, mój ojciec traktował Marcela okropnie. Już się boję jego reakcji, kiedy na kolacji zjawi się Marcuś.

***

Zostało jeszcze dziesięć minut do przyjścia Marcela. Umówiliśmy się na kolację o dziewiętnastej. Cholernie się stresuje a adrenalina we mnie buzuje. Mama doprawia jeszcze kurczaka, a ja kończę nakrywać do stołu. Ojciec jeszcze nie przyszedł, choć obiecał że się zjawi. Mam cichą nadzieję, że dotrze na czas.
Usłyszałem dzwonek do drzwi i pobiegłem by otworzyć. W drzwiach stał mój przystojniak. W jednej ręce trzymał bukiet kwiatów dla mojej mamy, zaś w drugiej butelkę wina. Odłożyłem to na bok a sam wpiłem się w jego słodkie usta. Chłopak bez zastanowienia odwzajemnił moje zaloty.
-Cały dzień na to czekałem.-Wydyszałem w jego usta, na co się uśmiechnął.
Czułem w sobie cholerne podniecenie i tak bardzo chciałem się teraz znaleźć z nim sam na sam.
-Loueh, ktoś nas przyłapie.-Uciszyłem mu dłonią usta i zacząłem całować jego szyję oraz podnosić jego błękitną koszulę. Pragnąłem go tu i teraz.
-Mamy jeszcze chwilę, ojciec się pewnie spóźni więc chodźmy na górę, proszę.-Powiedziałem cicho na co się zgodził. Kiedy unormowaliśmy swój ciężki oddech, ruszyliśmy w stronę kuchni.
-Dzień dobry pani Tomlinson. To dla pani.-Ucałował dłoń kobiety i wręczył bukiet kwiatów.
-Dziękuję Marcel, tak jak wspominałam wcześniej uroczy z Ciebie chłopak.-Posłała mu uśmiech.
-Pokażę mu mój pokój. Tata pewnie wróci późno.-Złapałem mojego chłopaka za rękę i ruszyliśmy do mojego królestwa.
-Po co chcesz iść do swojego pokoju?-Zapytał.
-Testować nowe łóżko.-Posłałem mu szeroki uśmiech, a ten tylko wywrócił oczami.
-Jesteś zboczony Louis.-Dźgnął mnie palcem w bok.
-Wiem i za to mnie kochasz.-Cmoknąłem go w policzek.
Kiedy znaleźliśmy się w moim pokoju natychmiast zamknąłem drzwi i naparłem na nie ciałem chłopaka. Zacząłem go namiętnie całować, odpowiadał mi tym samym. Wczepił swoje długie palce w moje włosy i z każdym kolejnym pocałunkiem mocno je ściskał. Zamruczałem wprost do jego ust, kiedy prowadził nas w stronę mojego łóżka. Uwielbiałem kiedy nade mną dominował. Ułożył mnie na łóżku i rozpiął zamek od moich spodni. Sięgnął dłonią do moich czerwonych bokserek i ścisnął mojego przyjaciela, po chwili uwolnił go z uporczywego materiału. Nie przestawaliśmy się całować, mój penis stawał się coraz twardszy, kiedy Marcel nim poruszał. Jego ruchy stawały się coraz szybsze, a ja byłem na skraju wytrzymałości. Przegryzałem od czasu do czasu jego wargę z czystej rozkoszy. Przyspieszył jeszcze bardziej na co wygiąłem się pod nim w łuk. Lubił sprawiać mi przyjemność, a jeszcze bardziej lubił dominować. Kto by pomyślał, że ten na pozór grzeczny chłopak może być idealnym kochankiem. Moja komórka zaczęła wibrować. Zaprzestaliśmy naszym czynom i przyłożyłem urządzenie do ucha, wciąż normowałem swój ciężki oddech.
-Louis będę dopiero za pół godziny są straszne korki.-Usłyszałem głos ojca, wyczułem w nim nutę skruchy.
-Ważne żebyś dotarł. Do zobaczenia.-Zakończyłem połączenie i odstawiłem komórkę na szafkę. Zaciągnąłem na siebie bokserki, a następnie spodnie.
-Kocham Cię Marcel.-Mocno wtuliłem się w jego ciało.
-Też Cię kocham Loueh.-Cmoknął mnie w czoło.
-Powiedział, że się spóźni.-Wyszeptałem zawiedziony.
-Nie przejmuj się.-Pogładził mój policzek. Leżeliśmy tak wtuleni w siebie. Słyszałem bicie jego serca, a to był najbardziej uspokajający dźwięk. I ta myśl, że należy tylko do mnie, sprawiała mi ogromną radość.
Po dwudziestu minutach leżenia w ciszy postanowiliśmy zejść na dół. Marcel jeszcze skiknął do toalety, a później zeszliśmy do kuchni mocno ściskając się za ręce.
Pomogliśmy mamie zanieść potrawy na stół. Kiedy już skończyliśmy zasiedliśmy wspólnie do stołu ciągle wyczekując powrotu taty. Spojrzałem na zegar z kukułką, który wskazywał dziewiętnastą czterdzieści. W całym pomieszczeniu było słychać rozmowy mamy i Marcela. Ja w ciszy wyczekiwałem aż w drzwiach stanie mój ojciec. Było widać, że mama bardzo polubiła wybranka mojego serca. A to mnie bardzo cieszy.
-Nie przyjdzie.-Powiedziałem zasmucony.
-Synku, na pewno przyjdzie. Przecież mówił, że korki są.-Mama posłała mi pocieszający uśmiech.
-Loueh, Twoja mama ma rację, niedługo się zjawi.-Marcel przysunął mnie do siebie, ale natychmiast odsunął, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi.
-Wróciłem, straszne korki.-Odezwał się z przedpokoju, a gdy wszedł do salonu jego oczy wędrowały z osoby Marcela na moją.
-Dzień dobry panie Tomlinson po raz drugi.-Widziałem, że Marcuś się stresuje.
-Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli coś ze sobą do załatwienia. Projekt został zawieszony więc w jakiej sprawie przychodzisz? A ty Louis co taki przestraszony stoisz. Kochanie nałóż mi tego kurczaka, bo pachnie nim aż na podwórku. -Zasiadł do nas do stołu. Rzeczywiście byłem przestraszony.
-Ja umm.. Ja chciałem powiedzieć, że umm. -Był bardziej wystraszony niż ja więc ja zabrałem głos, a mama nakładała jedzenie. Ścisnąłem mocno pod stołem dłoń Marcela, by dodać jemu, ale też sobie otuchy.
-Tato, długo zastanawiałem się jak mam Ci to powiedzieć i myślę, że nadszedł odpowiedni moment.-Zawiesiłem na moment swój głos.
-Zrobiłeś jakiejś dziewczynie dziecko, a teraz boisz się odpowiedzialności? O nie synku, rodzina Tomlinsonów nigdy nie unika odpowiedzialności więc nie burz tradycji rodzinnej.-Powiedział dosyć głośno.
-Nie o to chodzi.. -Przewróciłem oczami.

-To w takim razie o co? -Wziął kawałek kurczaka do ust.
-Zakochałem się i chciałbym żebyś zaakceptował mój wybór. Umm..-Nie wiedziałem jak zacząć.
-Do rzeczy synu.-Kolejny kawałek wylądował w jego ustach.
-Marcel jest moim chłopakiem.-Powiedziałem na jednym oddechu. Ojciec zaczął się dusić, na co mama podała mu szklankę wody.
-Kocham go tato i jestem szczęśliwy.
-Przepraszam bardzo, ale czy ja jestem w ukrytej kamerze, bądź w programie Mamy Cię. Czy to są jakiejś żarty?-Podniósł maksymalnie głos.
-Nie proszę pana. Naprawdę kocham Louisa. Nie mamy złych intencji, chcemy być jedynie szczęśliwi. -Tym razem odezwał się Marcel.
-Nie wierzę w te głupoty. Powinniście się oboje leczyć. Kto to widział, żeby chłopak z chłopakiem.. To jest okropieństwo!-Wyrzucił ręce do góry. -Nie ma czegoś takiego jak miłość między tą samą płcią. Jak wy to sobie wyobrażacie? Wszyscy będą wytykać nas palcami, że mój syn jest gejem, czy czymś tam. W dupie wam się poprzewracało! Kochanie, powiedz gdzie my popełniliśmy błąd. Za jakie grzechy!?-W moich oczach zaczęły formować się łzy. Jak mógł wygadywać takie rzeczy, przecież jestem jego synem.
-Jonny, Louis jest już dorosły. Pozwól mu być szczęśliwym i uszanuj jego wybór.-Obroniła mnie moja mama.
-Tobie też z mózgu wodę zrobił? Nie ja tego tolerować nie będę. Marcel jutro przychodzisz do pracy po swoje rzeczy i już nie pracujesz dla mnie. A ty synu.. Zawiodłem się na Tobie. Myślałem, że jesteś bardziej mądrzejszy. Pakujesz się i nie chcę Cię widzieć pod moim dachem. Nie jesteś już moim synem. Wychodzę, bo to co się tutaj wydarzyło to jakaś farsa.-Wstał z krzesła i wyszedł z pomieszczenia.
-Jonny! To nasz syn, nie masz prawa tak mówić!-Wydarła się mama.
To co teraz czułem, to coś okropnego. Nie życzę nikomu, by któryś z rodziców wyparł się swojego dziecka. Ja po prostu chciałem być szczęśliwy. Mama wraz z Marcelem otulili mnie ramieniem, kiedy się rozpłakałem. Szeptali, że ojcu przejdzie i wszystko będzie dobrze. Ja wiedziałem, że nie będzie dobrze. Kiedy on coś powiedział, nie było już odwrotu. Sam mi kazał stawiać na swoim, a kiedy już to zrobiłem wyparł się mnie. Nigdy już nie będzie dobrze. Marcel stracił pracę, a ja ojca i dom. To nie jest w porządku. Niby mogę zamieszkać u Marcusia, ale jest mi cholernie źle z myślą, że nie jestem już synem swojego ojca. 
To miał być cudowny dzień, a okazał się najgorszym dniem w całym moim życiu.


*Kate*


Siedząc w kuchni czytałam wiadomości o nowych przepisach. Moją pasją było gotowanie i wszystko co jest z nim związane. Zawsze gotuję dla moich przyjaciółek, nawet w szkole byłam najlepsza z usług gastronomicznych. Dzisiaj postanowiłam upiec coś nowego tylko wpierw musiałam wybrać coś najbardziej trudnego. Często stawiam sobie bardzo wysoko poprzeczkę, by zawsze ją przeskoczyć. 
Podczas poszukiwania tego co mnie interesuje miałam w głowie słowa Ann skierowane do Camili. Według mnie naprawdę przesadziła. Uważam, że Annette jest zbyt subiektywna. To ona nie liczyła się z nami, cięła się praktycznie z byle jakiego powodu. Zamiast powiedzieć nam o co chodzi, wolała zamknąć się w łazience i ciąć się czasami nawet do nieprzytomności. Wiele razy nam obiecywała, że nie będzie już tego więcej robić. Jej słowa były rzucane na wiatr, wciąż to robiła mimo swojej obietnicy. Z czasem przestałyśmy już jej wierzyć. Od kiedy w jej życiu pojawił się Zayn, zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Nie cięła się już, ale praktycznie przestała z nami rozmawiać. Nawet przy wspólnym śniadaniu siadała przy stole, lecz nie zwracała na nas jakiejkolwiek uwagi. Zawzięcie zapisywała coś w swoim notatniku popijając kawę. Te wszystkie incydenty były wywołane przez nią. Ubzdurała sobie, że Perrie stoi jej na przeszkodzie do bycia szczęśliwą, więc musi się jej jak najszybciej pozbyć. Chciałabym żeby była szczęśliwa, ale nie czyimś kosztem.
Natomiast w mojej rodzinie znów pojawiły się problemy. Podobno mój ojciec wylądował w szpitalu, a przyczyną było, że ktoś go pobił. Nie było to jakieś ciężkie pobicie. Jedynie kilka siniaków i zadrapań. Z tego co mówiła mi mama przez telefon poszło o zajęcie miejsca jakiegoś lumpa przez mojego ojca. W tej rozpaczy i użalaniu się nad sobą obiecał poprawę. Ja w nią nie wierzę. Kiedy tylko wyjdzie ze szpitala zacznie znowu pić. Mama postanowiła dać mu jeszcze jedną szansę. Mam nadzieję, że nie będzie tego żałowała. Osobiście, nie będę się w to mieszać, jedynie mogę obserwować to wszystko z boku. Zbyt wiele razy zniszczył moje zaufanie do siebie.
Od kilku tygodni zaczęłam spotykać się z pewnym chłopakiem. Ma na imię Ksawery i jest aż o trzy lata starszy ode mnie. Niby dla kogoś różnica trzech lat jest mała, ale dla mnie nie. Dogadujemy się ze sobą świetnie i mamy wspólne zainteresowania. Poznaliśmy się na kursie gotowania i od razu oczarował mnie swoją osobą. To bardzo utalentowany chłopak i pełen uśmiechu. Po zajęciach z kursu odwozi mnie swoim wypasionym autem do domu. Kilka dni temu nawet się pocałowaliśmy! Pocałunek idealny! Za każdym razem, kiedy jestem przy nim czuję szalejące w moim brzuchu motylki. To tak cholernie cudowne uczucie. 
Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Podniosłam się z krzesła i ruszyłam w stronę drzwi, które po chwili otworzyłam. 
-Dzień dobry, pani Kate Smith?-Spytał chłopak ubrany w czerwony podkoszulek z logiem najdroższej kwiaciarni w Londynie.
-Tak to ja.-Uśmiechnęłam się.
-Proszę tutaj podpisać.-Wskazał na elektroniczne urządzenie.-A to dla pani. Miłego dnia życzę.-Wręczył mi bukiet czerwonych róż.
-Dziękuję i wzajemnie.-Zamknęłam za nim drzwi i udałam się do kuchni. Wyciągnęłam dzbanek na kwiaty i wlałam do niego wodę. Następnie ułożyłam w dzbanku kwiaty. Zaciągnęłam się ich zapachem, a spomiędzy nich wyciągnęłam mały liścik i przeczytałam to co było zapisane na nim.

Dla najpiękniejszej dziewczyny na świecie. 

Do zobaczenia jutro na zajęciach.

Ksawery xx


Czułam, że moje policzki oblały się sporych rozmiarów rumieńcem. Nazwał mnie najpiękniejszą i kupił prześliczne kwiaty. O mój słodki Boże! Teraz będę cały czas o nim myśleć i o jutrzejszym spotkaniu. To tak uroczy chłopak. Mam ogromną nadzieję, że nasza przyjaźń przerodzi się niedługo w najgorętsze uczucie jakim jest miłość.
-Wróciłaaaam!- W całym pomieszczeniu było słychać okrzyk Camss. Stanęła w drzwiach lekko przemoknięta.-Sama jesteś?-Spytała stawiając torby z zakupami na podłogę.
-Tak, a z kim mam być? Agatha z Niall'em, Eve w szpitalu, a Annette nie mam pojęcia.-Wzruszyłam ramionami.
-O kurwaa, od kogo te kwiaty? Ten Ksawery tak się postarał?-Poruszyła zabawnie brwiami.
-Yhym, widzisz jaki jest uroczy.-Wyszczerzyłam się do niej.
-Tak się cieszę, że moja kochana kuchareczka znalazła sobie kogoś.-Zamknęła mnie w mocnym uścisku.
-Bo mnie udusisz przemoknięty kundlu.-Zaśmiałam się.
-Oh no dobra, zrobię nam herbaty.-Uszczypnęła mnie w ramię. Usadowiłam się na krześle i przyglądałam się jej ruchom 
-Rozmawiałaś z Harry'm?-Spytałam, choć dobrze wiedziałam jaka będzie odpowiedź.
-Nie mam o czym z nim rozmawiać.-Odpowiedziała nie patrząc na mnie.
-Kiedyś musicie ze sobą porozmawiać. Nie możecie się wiecznie unikać. Jeśli jest kłopot trzeba go rozwiązać. Porozmawiaj z nim.-Oparłam się rękami o blat stołu.
-On prawie mnie zdradził.-Ścisnęła w dłoniach nóż.
-Właśnie Camilla prawie, a prawie robi wielką różnicę.
-Wystarczy, że o tym pomyślał. Tak cholernie go kocham. Niech cierpi tak jak ja. Jeśli od razu mu wybaczę, pomyśli, że nie zrobił nic złego i znów mnie zdradzi.-Obróciła się w moją stronę i oparła o zlew.
-No w sumie masz rację, niech się chłopak stara. Nie mów, że Cię zdradził bo tego nie zrobił. Myślenie to nie zdrada.-Popatrzyłam na nią i posłałam współczujący uśmiech. Nasz wzrok przeniósł się automatycznie na wchodzącą do domu Ann. Bez żadnego przywitania pobiegła na górę do swojego pokoju.
-Nikt jej nie potrafi zrozumieć.-Powiedziała Camss, wnioskując z wyrazu jej twarzy można było wyczytać, że wciąż ma do niej żal o to co powiedziała ostatnim razem. Wcale się jej nie dziwię. Mimo, że stara się po sobie nie pokazywać żadnych swoich uczuć, to tak naprawdę wiem, że to ją cholernie zabolało.
Postawiła przede mną kubek gorącej herbaty z cytryną i usiadła naprzeciwko mnie. W jej oczach dostrzegłam smutek, jednak w żaden sposób nie mogłam jej pomóc. Musiała rozwiązać problem z Harry'm jak i Ann sama. 
Cały wieczór spędziłyśmy na kanapie w salonie i oglądaniu telewizji. Dużo ze sobą rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się. Było tak jak za dawnych lat, kiedy co dopiero zaczynałyśmy się poznawać. Od czasu do czasu Annette schodziła na dół i przypatrywała się co robimy. Nawet zachęcałam ją by z nami usiadła, lecz za każdym razem odmawiała. No cóż nic na siłę. Czasami jest tak, że kiedy się starasz komuś dogodzić on tego nie dostrzega. A kiedy masz na tą osobę wywalone, ona szuka sposobu jak naprawić swoje wcześniejsze błędy.